Budzę
się szukając na oślep Prim. Jej strona łóżka jest zimna,
zapewne przyśnił jej się koszmar i poszła do mamy. Wstaję
przecierając zmęczone oczy, na zewnątrz jeszcze wszystko pogrążone
jest w mroku. Ubieram starą skórzaną kurtkę, która kiedyś
należała do mojego ojca następnie wychodzę z domu. Mija chwila
nim mój wzrok przyzwyczai się do ciemności. Szybkim krokiem
pokonuje kolejne uliczki kierując się w stronę rynku. Zmarznięte
donie chowam w kieszeniach spodni starając nie myśleć się o
dzisiejszym dniu. Raz w roku podczas dożynek z każdego dystryktu
wybierana jest jedna dziewczyna i jeden chłopak między 12 a 18
rokiem życia. Z chwilą wylosowania karteczek z ich imionami stają
się uczestnikami bestialskiej gry z której tylko 1 osoba ma prawo
przeżyć. Głodowe igrzyska to był sposób Kapitolu na uniknięcie
buntów, które miały miejsce kilkadziesiąt lat temu.
Zacisnęłam
zęby powstrzymując nadchodzącą złość. Nawet nie zauważyłam
kiedy znalazłam się na miejscu. Płot otaczający 12 był
zniszczony i dało się tędy przedostać do pobliskiego lasu.
Istniało zagrożenie iż ogrodzenie będzie pod prądem...
przyłożyłam ucho lecz nie usłyszałam dobrze znanego mi
bzyczenia. Przeczołgałam się przez dziurę i bez spoglądania w
tył uciekłam między drzewa. Oparłam się plecami o stary dąb
głośno oddychając. To miejsce było moim małym światem, moją
wolnością oraz ucieczką. Zrobiłam kilka kroków w przód.
Uklękłam odgarniając stertę różnokolorowych liści. Promienie
wschodzącego słońca powoli zaczynały przebijać się poprzez
drzewa. Zacisnęłam dłonie na łuku wyciągając go ze swojej
kryjówki. Polowania nauczył mnie ojciec. Kiedyś było moją pasją
obecnie jest jedynym sposobem aby przeżyć. Gdyby nie to, matka ,
Prim oraz ja dawno zdechłybyśmy z głodu. Moich uszu dobiegł
trzask łamanych gałęzi. Uniosłam głowę a moim oczom ukazał się
dorodny jeleń. Napięłam cięciwę celując zwierzęciu idealnie
między oczy. Wstrzymałam oddech, napięłam mięśnie....
-
Katniss! - Dźwięk Jego głosu sprawił, że podskoczyłam a mojej
zdobyczy udało się czmychnąć.
-
Cholera Kendall zabije cię kiedyś! - wysyczałam
-
Będą następne - roześmiał się podrzucając jagodę, która po
chwili wylądowała w jego ustach
-
Z pewnością - mruknęłam pod nosem. Kendall był moim najlepszym
przyjacielem. Poznaliśmy się kilka lat temu podczas moich
pierwszych dożynek. Stałam z przodu, trzęsąc się jak galareta
właśnie wtedy Hawthorne podszedł do mnie zapewniając iż
dwunastolatkowie rzadko zostają wylosowani. Od tamtej pory jesteśmy
nierozłączni. Tworzyliśmy zgrany duet nawet podczas polowań.
Blondyn był istnym mistrzem w zakładaniu pułapek, ja zaś jeśli
chodziło o strzelanie. Ciche stukanie przywróciło mnie do
rzeczywistości. Ruda wiewiórka siedziała na gałęzi próbując
rozłupać orzecha. To była moja szansa. Napięłam ponownie cięciwę
łuku i powoli wypuściłam strzałę...
-
Trafiona - Krzyknął Kendall, wypięłam dumnie pierś uśmiechając
się promiennie - wymienimy ją na ćwieku a teraz chodź - Schowałam
łup do torby biegnąc za chłopakiem. Doskonale wiedziałam dokąd
zmierzamy i już po chwili znaleźliśmy się na niewielkiej skarpie
skąd rozpościerał się przepiękny widok. Zajęliśmy miejsca nad
przepaścią wystawiając nasze twarze do słońca.
-
Mam coś dla ciebie - Chłopak sięgnął dłonią do plecaka
wyciągając bochenek chleba.
-
Skąd to masz - radosne iskierki tańczyły w moich tęczówkach gdy
przełamywałam gorące jeszcze pieczywo na pół
-
Wymieniłem za lisa - odparł z pełnymi ustami. - Wiesz moglibyśmy
stąd uciec - nagle zmienił temat a jego twarz stężała
-
Żartujesz ... a niby gdzie - o mało nie zakrztusiłam się przez
jego propozycję
-
Nie wiem... moglibyśmy ukrywać się w lesie... polować...
przetrwalibyśmy Katniss.... dalibyśmy radę - złapał moją dłoń
ściskając ją mocno
-
Kendall a co z naszymi rodzinami, nie możemy ich tak zostawić -
próbowałam się wyrwać z jego uścisku lecz na marne
-
Żyjemy w ciągłym strachu... wiecznie niekończącej się żałobie.
Nie sądzisz, że trzeba coś z tym zrobić - zapytał z furią,
która zawładnęła jego tonem oraz ciałem
-
Chcesz walczyć z Kapitolem - spytałam z kpiną w głosie, wsuwając
następny kawałek chleba w usta
-
Mówię, że ludzie powinni wyjść na ulicę.. .zrobić coś...
-
Bunt ?
-
Tak, Katniss powstanie. Musimy walczyć o lepsze jutro żeby nasze
dzieci mogły dorastać bez przelewania krwi swoich braci. Ja też
pragnę walczyć - wreszcie puścił moją dłoń wznosząc ją w
geście tryumfu
-
Chcesz stanąć na czele rebeliantów ? - spytałam rozcierając
obolały nadgarstek
-
Mógłbym - pokiwał głową - Ktoś musi z tym zrobić porządek
-
Chcesz jagodę - spytałam celując małą kuleczką do jego ust
-
Jasne - wzruszył ramionami otwierając buzie . Uśmiechnęłam się
i z okrzykiem - Szczęśliwych głodowych igrzysk - rzuciłam owoc w
jego stronę. Kendall złapał go zębami dokańczając - I niech los
zawsze wam sprzyja.
-
Musimy się zbierać - z niechęcią podniosłam się na nogi. Nie
chciałam wracać lecz nie było innego wyjścia.
W
drodze do domu zahaczyliśmy o ćwiek. Udało mi się sprzedać
upolowaną wcześniej wiewiórkę, tym samym kupiłam trochę mięsa,
chleb oraz zdobyłam koszyk świeżych malin - co było u nas
rzadkością. Szczęśliwa pożegnałam się z przyjacielem i
pognałam do mieszkania.
-
Katniss - młodsza siostra weszła do kuchni spoglądając na mnie
smutnym wzrokiem
-
Co jest - spytałam odkładając zakupione rzeczy
-
Boję się - z jej oczu popłynęły łzy - a co jeśli mnie wybiorą
-
Prim to twój pierwszy rok nie wybiorą Cię - przytuliłam ją
delikatnie kołysząc. Szansę na to, że właśnie karteczka z jej
imieniem zostanie wyłowiona jest jak milion do jednego. Starałam
się ją chronić jak tylko potrafiłam najlepiej. Brałam z ratusza
dodatkowe porcje żywnościowe przez co karteczki z moim imieniem
podwajały się. Kendall znajdował się w gorszej sytuacji. Jego
ojciec zginął w kopalni wraz z moim. Przyczyną był wybuch.
Pamiętam, że razem z mamą czekałyśmy całą noc na ogromnym
mrozie modląc się by wśród ocalałych był tato. Pan Hawthorne
osierocił pięcioro dzieci. Blondyn tak jak ja stał się jedynym
żywicielem rodziny, przez co liczba jego kartek wzrosła do 40.
Tylko cud mógł go uratować przed igrzyskami.
-
Ale pyszności - w progu pojawiła się mama - Kupiłam -
odpowiedziałam z uśmiechem. Mama złożyła dłonie zupełnie jak
do modlitwy - Boże Katniss - wdzięczność, którą ujrzałam w
jej szarych tęczówkach wystarczyła mi zamiast tysiąca
''przepraszam''
-
Wieczorem dziewczynki ugotuje dla was coś dobrego , a teraz
przebierzcie się - nakazała całując Prim w czubek głowy.
Weszłam do łazienki, ściągnęłam z siebie brudne ubrania po czym
zanurzyłam się w gorącej wodzie. Przymknęłam powieki starając
się uspokoić drżenie rąk. A co jeśli Kendall ma rację i że
tylko powstanie przeciwko władzy może coś zmienić. Ta myśl nie
dawała mi spokoju.. przecież ludzie w Kapitolu mieli niezłą
zabawę oglądając trybutów, którzy w akcie desperacji potrafili
zabić nawet przyjaciela z własnego dystryktu. Dla nich to było
święto a dla nas koszmar... koszmar z którego każdy chciałby się
obudzić i wieść normalne życie.... Otworzyłam oczy.... niestety
rzeczywistość wyglądała inaczej....
Po
kąpieli włożyłam na siebie sukienkę uszytą przez mamę.
Niebieska z z kokardą na plecach. Uśmiech zagościł na mej twarzy
widząc siostrę bawiącą się z kotem. Ciarki przeszły przez moje
ciało zdając sobie sprawę, że mogę jej już nigdy więcej nie
zobaczyć... jej oraz mamy.
Godzinę
później dotarłyśmy na plac. Większość mieszkańców już tam
była. Prim złapała moją rękę
-
Katniss nie chcę - wyszeptała drżącym głosem
-
Skarbie zaraz będzie po wszystkim obiecuje - Przytuliłam ją po raz
ostatni po czym przeszłam do swoich rówieśników. W oddali
ujrzałam różową perukę należącą do Effie Trinket. Effie była
przydzielona do opieki naszą 12 choć wszyscy wiedzieli iż wolałaby
przeniesienie do lepszego dystryktu. Weszła z wrodzoną gracją na
podium spoglądając na zgromadzonych mieszkańców..
-
Witajcie....Witajcie...Witajcie - zaszczebiotała z wielkim uśmiechem
przyklejonym do jej wypacykowanej twarzy - Na początek obejrzymy
krótki film, który przywiozłam specjalnie dla was z Kapitolu -
odparła dumnie unosząc głowę.
Duży
telebim ustawiony na środku placu został włączony a my po raz
setny byliśmy zmuszeni patrzeć na zbrodnie Kapitolu.
Zerknęłam
na Kendalla stojącego wśród chłopaków. Uśmiechnął się
delikatnie zapewne dodając mi otuchy. Byłam mu wdzięczna, zawsze
wiedział dokładnie co zrobić aby poprawić mi humor bądź
podtrzymać na duchu. Prawdziwy przyjaciel. Odwzajemniłam ten mały
aczkolwiek miły gest i powróciłam do słuchania lektora.
Tysiące
lat temu, ludzie żyli w spokoju dzięki łasce zsyłanej na nich
przez Kapitol. Ludzie pracowali a dzieci chodziły do szkoły.
Niestety.... garstka z nich zapragnęła czegoś więcej... Odważyli
się podnieść rękę na tych którzy byli dla nich łaskawi.
Wybuchło powstanie podczas, którego zginęło wiele niewinnych
osób. Kapitol w celu uniknięcia kolejnych buntów przeciwko władzy
zrównał dystrykt 13 z ziemią oraz zorganizował Głodowe Igrzyska,
które mają na celu przypominanie, że każda próba walki z władzą
kończy się klęską. Dwoje młodych ludzi z każdego dystryktu
trafia na arenę walcząc między sobą o zwycięstwo oraz dozgonną
chwałę. To sposób w jaki zabezpieczamy naszą przyszłość.
Film
się skończył a ja stałam wśród tysięcy dziewczyn zaciskając
pięści. Dla wszystkich nas był to koszmar, który przeżywaliśmy
co roku a oni pragnęli abyśmy traktowali to jak święto.
-
Panie mają pierwszeństwo - odparła Effie podchodząc do szklanej
kuli. Wsunęła dłoń do środka chwile mieszając. Wróciła do
mikrofonu rozwijając małą karteczkę.
-
Primrose Everdeen
Poczułam
jak zaczyna brakować mi powietrza. Otwierałam usta od razu
zamykając niczym ryba. Czułam się jakbym spadła z wysokiego
drzewa. To była pomyłka przecież zawsze starałam się ją
chronić. Jej karteczka była jedna na kilka tysięcy Ugięłam się
pod wpływem ogromnego bólu przeszywającego moją klatkę
piersiową. Prim wyszła z tłumu, biała jak kreda. Nie mogłam do
tego dopuścić, nie mogłam jej skazać na pewną śmierć zaledwie
w wieku 12 lat. Przecisnęłam się do przodu wykrzykując jej imię.
Strażnicy momentalnie złapali mnie pod ramiona ciągnąc do tyłu i
właśnie wtedy przypomniałam sobie o pewnym rozwiązaniu.
-
Zgłaszam się na ochotnika - krzyknęłam z całych sił - Zgłaszam
się na ochotnika - wokół nastała cisza, Prim spojrzała
przerażonymi oczami wprost w moje a ja po raz kolejny wypowiedziałam
słowa dudniące mi w uszach - Zgłaszam się na trybuta
-
Panie i Panowie oto jesteśmy świadkami niezwykłego wydarzenia -
Effie Trinket uśmiechała się od ucha do ucha zapraszając mnie na
scenę - Wielkie brawa - energicznie uderzała jedną dłonią o
drugą lecz mieszkańcy milczeli. Dostrzegłam Kendalla
unoszącego do góry trzy środkowe palce prawej dłoni a za nim
pozostali zrobili to samo. To był gest niezwykle rzadko używany.
Symbolizował pożegnanie jak i szacunek. Zamrugałam kilkakrotnie
powiekami, zacisnęłam wargi aby tylko się nie rozpłakać. Scenę
z dożynek będą oglądać pozostali trybuci a ja nie mogłam na
wstępie pokazać iż jestem słaba.
-
Teraz kolej na Chłopaków - Effie przerwała ciszę wyciągając
karteczkę z drugiej kuli. Przymknęłam powieki modląc się w duchu
by nie był to Kendall.
-
Logan Mellark - znałam go, był to niski chłopiec o ciemnych
włosach pracujący w piekarni swoich rodziców. Miałam wobec niego
dozgonny dług wdzięczności. Na samą myśl o ty, że musiałam go
zabić robiło mi się nie dobrze. Logan zajął miejsce obok mnie a
pośrodku stanęła Effie.
-
Panie i Panowie przedstawiam tego rocznych trybutów : Katniss
Everdeen i Logan Mellark. Szczęśliwych Głodowych Igrzysk I Niech
Los Zawsze Wam Sprzyja - wykrzyczała posyłając nam ciepły
uśmiech. Od tej chwili nic już nie będzie takie samo...
Haaa pierwsza. Rozdział genialny. Choć nigdy nie miałam styczności z igrzyskami śmierci, mam nadzieję, że wciągnę się w klimat :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to opowiadanie skłoni cię do przeczytania tej jakże znakomitej trylogii :)
OdpowiedzUsuńCholera jasna.
OdpowiedzUsuńWybacz mi słownictwo, ale inaczej nie mogę tego określić. Połączyłeś naprawdę zacne rzeczy mój drogi ;d
Oczywiście czekam z niecierpliwością! ;*
I zapraszam do siebie
http://this-love-is-forbidden.blogspot.com/2014/11/rozdzia-21.html
Podobało mi sie. Tak jak Marla nie miałem wcześniej styczności z Igrzyskami Śmierci ale ciekawie było. :)
OdpowiedzUsuńTo się nazywa siostrzana miłość. Wyjść za siostrę przed szereg i wystawić się na praktycznie pewną śmierć. Wznoszę swe trzy palce w górę na znak szacunku.
Już niedługo walka na śmierć i życie. Będzie się działo. Czekam na to ^^