poniedziałek, 24 listopada 2014

Chapter 1

Budzę się szukając na oślep Prim. Jej strona łóżka jest zimna, zapewne przyśnił jej się koszmar i poszła do mamy. Wstaję przecierając zmęczone oczy, na zewnątrz jeszcze wszystko pogrążone jest w mroku. Ubieram starą skórzaną kurtkę, która kiedyś należała do mojego ojca następnie wychodzę z domu. Mija chwila nim mój wzrok przyzwyczai się do ciemności. Szybkim krokiem pokonuje kolejne uliczki kierując się w stronę rynku. Zmarznięte donie chowam w kieszeniach spodni starając nie myśleć się o dzisiejszym dniu. Raz w roku podczas dożynek z każdego dystryktu wybierana jest jedna dziewczyna i jeden chłopak między 12 a 18 rokiem życia. Z chwilą wylosowania karteczek z ich imionami stają się uczestnikami bestialskiej gry z której tylko 1 osoba ma prawo przeżyć. Głodowe igrzyska to był sposób Kapitolu na uniknięcie buntów, które miały miejsce kilkadziesiąt lat temu.
Zacisnęłam zęby powstrzymując nadchodzącą złość. Nawet nie zauważyłam kiedy znalazłam się na miejscu. Płot otaczający 12 był zniszczony i dało się tędy przedostać do pobliskiego lasu. Istniało zagrożenie iż ogrodzenie będzie pod prądem... przyłożyłam ucho lecz nie usłyszałam dobrze znanego mi bzyczenia. Przeczołgałam się przez dziurę i bez spoglądania w tył uciekłam między drzewa. Oparłam się plecami o stary dąb głośno oddychając. To miejsce było moim małym światem, moją wolnością oraz ucieczką. Zrobiłam kilka kroków w przód. Uklękłam odgarniając stertę różnokolorowych liści. Promienie wschodzącego słońca powoli zaczynały przebijać się poprzez drzewa. Zacisnęłam dłonie na łuku wyciągając go ze swojej kryjówki. Polowania nauczył mnie ojciec. Kiedyś było moją pasją obecnie jest jedynym sposobem aby przeżyć. Gdyby nie to, matka , Prim oraz ja dawno zdechłybyśmy z głodu. Moich uszu dobiegł trzask łamanych gałęzi. Uniosłam głowę a moim oczom ukazał się dorodny jeleń. Napięłam cięciwę celując zwierzęciu idealnie między oczy. Wstrzymałam oddech, napięłam mięśnie....
- Katniss! - Dźwięk Jego głosu sprawił, że podskoczyłam a mojej zdobyczy udało się czmychnąć.
- Cholera Kendall zabije cię kiedyś! - wysyczałam
- Będą następne - roześmiał się podrzucając jagodę, która po chwili wylądowała w jego ustach
- Z pewnością - mruknęłam pod nosem. Kendall był moim najlepszym przyjacielem. Poznaliśmy się kilka lat temu podczas moich pierwszych dożynek. Stałam z przodu, trzęsąc się jak galareta właśnie wtedy Hawthorne podszedł do mnie zapewniając iż dwunastolatkowie rzadko zostają wylosowani. Od tamtej pory jesteśmy nierozłączni. Tworzyliśmy zgrany duet nawet podczas polowań. Blondyn był istnym mistrzem w zakładaniu pułapek, ja zaś jeśli chodziło o strzelanie. Ciche stukanie przywróciło mnie do rzeczywistości. Ruda wiewiórka siedziała na gałęzi próbując rozłupać orzecha. To była moja szansa. Napięłam ponownie cięciwę łuku i powoli wypuściłam strzałę...
- Trafiona - Krzyknął Kendall, wypięłam dumnie pierś uśmiechając się promiennie - wymienimy ją na ćwieku a teraz chodź - Schowałam łup do torby biegnąc za chłopakiem. Doskonale wiedziałam dokąd zmierzamy i już po chwili znaleźliśmy się na niewielkiej skarpie skąd rozpościerał się przepiękny widok. Zajęliśmy miejsca nad przepaścią wystawiając nasze twarze do słońca.
- Mam coś dla ciebie - Chłopak sięgnął dłonią do plecaka wyciągając bochenek chleba.
- Skąd to masz - radosne iskierki tańczyły w moich tęczówkach gdy przełamywałam gorące jeszcze pieczywo na pół
- Wymieniłem za lisa - odparł z pełnymi ustami. - Wiesz moglibyśmy stąd uciec - nagle zmienił temat a jego twarz stężała
- Żartujesz ... a niby gdzie - o mało nie zakrztusiłam się przez jego propozycję
- Nie wiem... moglibyśmy ukrywać się w lesie... polować... przetrwalibyśmy Katniss.... dalibyśmy radę - złapał moją dłoń ściskając ją mocno
- Kendall a co z naszymi rodzinami, nie możemy ich tak zostawić - próbowałam się wyrwać z jego uścisku lecz na marne
- Żyjemy w ciągłym strachu... wiecznie niekończącej się żałobie. Nie sądzisz, że trzeba coś z tym zrobić - zapytał z furią, która zawładnęła jego tonem oraz ciałem
- Chcesz walczyć z Kapitolem - spytałam z kpiną w głosie, wsuwając następny kawałek chleba w usta
- Mówię, że ludzie powinni wyjść na ulicę.. .zrobić coś...
- Bunt ?
- Tak, Katniss powstanie. Musimy walczyć o lepsze jutro żeby nasze dzieci mogły dorastać bez przelewania krwi swoich braci. Ja też pragnę walczyć - wreszcie puścił moją dłoń wznosząc ją w geście tryumfu
- Chcesz stanąć na czele rebeliantów ? - spytałam rozcierając obolały nadgarstek
- Mógłbym - pokiwał głową - Ktoś musi z tym zrobić porządek
- Chcesz jagodę - spytałam celując małą kuleczką do jego ust
- Jasne - wzruszył ramionami otwierając buzie . Uśmiechnęłam się i z okrzykiem - Szczęśliwych głodowych igrzysk - rzuciłam owoc w jego stronę. Kendall złapał go zębami dokańczając - I niech los zawsze wam sprzyja.
- Musimy się zbierać - z niechęcią podniosłam się na nogi. Nie chciałam wracać lecz nie było innego wyjścia.
W drodze do domu zahaczyliśmy o ćwiek. Udało mi się sprzedać upolowaną wcześniej wiewiórkę, tym samym kupiłam trochę mięsa, chleb oraz zdobyłam koszyk świeżych malin - co było u nas rzadkością. Szczęśliwa pożegnałam się z przyjacielem i pognałam do mieszkania.
- Katniss - młodsza siostra weszła do kuchni spoglądając na mnie smutnym wzrokiem
- Co jest - spytałam odkładając zakupione rzeczy
- Boję się - z jej oczu popłynęły łzy - a co jeśli mnie wybiorą
- Prim to twój pierwszy rok nie wybiorą Cię - przytuliłam ją delikatnie kołysząc. Szansę na to, że właśnie karteczka z jej imieniem zostanie wyłowiona jest jak milion do jednego. Starałam się ją chronić jak tylko potrafiłam najlepiej. Brałam z ratusza dodatkowe porcje żywnościowe przez co karteczki z moim imieniem podwajały się. Kendall znajdował się w gorszej sytuacji. Jego ojciec zginął w kopalni wraz z moim. Przyczyną był wybuch. Pamiętam, że razem z mamą czekałyśmy całą noc na ogromnym mrozie modląc się by wśród ocalałych był tato. Pan Hawthorne osierocił pięcioro dzieci. Blondyn tak jak ja stał się jedynym żywicielem rodziny, przez co liczba jego kartek wzrosła do 40. Tylko cud mógł go uratować przed igrzyskami.
- Ale pyszności - w progu pojawiła się mama - Kupiłam - odpowiedziałam z uśmiechem. Mama złożyła dłonie zupełnie jak do modlitwy - Boże Katniss - wdzięczność, którą ujrzałam w jej szarych tęczówkach wystarczyła mi zamiast tysiąca ''przepraszam''
- Wieczorem dziewczynki ugotuje dla was coś dobrego , a teraz przebierzcie się - nakazała całując Prim w czubek głowy. Weszłam do łazienki, ściągnęłam z siebie brudne ubrania po czym zanurzyłam się w gorącej wodzie. Przymknęłam powieki starając się uspokoić drżenie rąk. A co jeśli Kendall ma rację i że tylko powstanie przeciwko władzy może coś zmienić. Ta myśl nie dawała mi spokoju.. przecież ludzie w Kapitolu mieli niezłą zabawę oglądając trybutów, którzy w akcie desperacji potrafili zabić nawet przyjaciela z własnego dystryktu. Dla nich to było święto a dla nas koszmar... koszmar z którego każdy chciałby się obudzić i wieść normalne życie.... Otworzyłam oczy.... niestety rzeczywistość wyglądała inaczej....
Po kąpieli włożyłam na siebie sukienkę uszytą przez mamę. Niebieska z z kokardą na plecach. Uśmiech zagościł na mej twarzy widząc siostrę bawiącą się z kotem. Ciarki przeszły przez moje ciało zdając sobie sprawę, że mogę jej już nigdy więcej nie zobaczyć... jej oraz mamy.
Godzinę później dotarłyśmy na plac. Większość mieszkańców już tam była. Prim złapała moją rękę
- Katniss nie chcę - wyszeptała drżącym głosem
- Skarbie zaraz będzie po wszystkim obiecuje - Przytuliłam ją po raz ostatni po czym przeszłam do swoich rówieśników. W oddali ujrzałam różową perukę należącą do Effie Trinket. Effie była przydzielona do opieki naszą 12 choć wszyscy wiedzieli iż wolałaby przeniesienie do lepszego dystryktu. Weszła z wrodzoną gracją na podium spoglądając na zgromadzonych mieszkańców..
- Witajcie....Witajcie...Witajcie - zaszczebiotała z wielkim uśmiechem przyklejonym do jej wypacykowanej twarzy - Na początek obejrzymy krótki film, który przywiozłam specjalnie dla was z Kapitolu - odparła dumnie unosząc głowę.
Duży telebim ustawiony na środku placu został włączony a my po raz setny byliśmy zmuszeni patrzeć na zbrodnie Kapitolu.
Zerknęłam na Kendalla stojącego wśród chłopaków. Uśmiechnął się delikatnie zapewne dodając mi otuchy. Byłam mu wdzięczna, zawsze wiedział dokładnie co zrobić aby poprawić mi humor bądź podtrzymać na duchu. Prawdziwy przyjaciel. Odwzajemniłam ten mały aczkolwiek miły gest i powróciłam do słuchania lektora.
Tysiące lat temu, ludzie żyli w spokoju dzięki łasce zsyłanej na nich przez Kapitol. Ludzie pracowali a dzieci chodziły do szkoły. Niestety.... garstka z nich zapragnęła czegoś więcej... Odważyli się podnieść rękę na tych którzy byli dla nich łaskawi. Wybuchło powstanie podczas, którego zginęło wiele niewinnych osób. Kapitol w celu uniknięcia kolejnych buntów przeciwko władzy zrównał dystrykt 13 z ziemią oraz zorganizował Głodowe Igrzyska, które mają na celu przypominanie, że każda próba walki z władzą kończy się klęską. Dwoje młodych ludzi z każdego dystryktu trafia na arenę walcząc między sobą o zwycięstwo oraz dozgonną chwałę. To sposób w jaki zabezpieczamy naszą przyszłość.
Film się skończył a ja stałam wśród tysięcy dziewczyn zaciskając pięści. Dla wszystkich nas był to koszmar, który przeżywaliśmy co roku a oni pragnęli abyśmy traktowali to jak święto.
- Panie mają pierwszeństwo - odparła Effie podchodząc do szklanej kuli. Wsunęła dłoń do środka chwile mieszając. Wróciła do mikrofonu rozwijając małą karteczkę.
- Primrose Everdeen
Poczułam jak zaczyna brakować mi powietrza. Otwierałam usta od razu zamykając niczym ryba. Czułam się jakbym spadła z wysokiego drzewa. To była pomyłka przecież zawsze starałam się ją chronić. Jej karteczka była jedna na kilka tysięcy Ugięłam się pod wpływem ogromnego bólu przeszywającego moją klatkę piersiową. Prim wyszła z tłumu, biała jak kreda. Nie mogłam do tego dopuścić, nie mogłam jej skazać na pewną śmierć zaledwie w wieku 12 lat. Przecisnęłam się do przodu wykrzykując jej imię. Strażnicy momentalnie złapali mnie pod ramiona ciągnąc do tyłu i właśnie wtedy przypomniałam sobie o pewnym rozwiązaniu.
- Zgłaszam się na ochotnika - krzyknęłam z całych sił - Zgłaszam się na ochotnika - wokół nastała cisza, Prim spojrzała przerażonymi oczami wprost w moje a ja po raz kolejny wypowiedziałam słowa dudniące mi w uszach - Zgłaszam się na trybuta
- Panie i Panowie oto jesteśmy świadkami niezwykłego wydarzenia - Effie Trinket uśmiechała się od ucha do ucha zapraszając mnie na scenę - Wielkie brawa - energicznie uderzała jedną dłonią o drugą lecz mieszkańcy milczeli. Dostrzegłam Kendalla unoszącego do góry trzy środkowe palce prawej dłoni a za nim pozostali zrobili to samo. To był gest niezwykle rzadko używany. Symbolizował pożegnanie jak i szacunek. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami, zacisnęłam wargi aby tylko się nie rozpłakać. Scenę z dożynek będą oglądać pozostali trybuci a ja nie mogłam na wstępie pokazać iż jestem słaba.
- Teraz kolej na Chłopaków - Effie przerwała ciszę wyciągając karteczkę z drugiej kuli. Przymknęłam powieki modląc się w duchu by nie był to Kendall.
- Logan Mellark - znałam go, był to niski chłopiec o ciemnych włosach pracujący w piekarni swoich rodziców. Miałam wobec niego dozgonny dług wdzięczności. Na samą myśl o ty, że musiałam go zabić robiło mi się nie dobrze. Logan zajął miejsce obok mnie a pośrodku stanęła Effie.

- Panie i Panowie przedstawiam tego rocznych trybutów : Katniss Everdeen i Logan Mellark. Szczęśliwych Głodowych Igrzysk I Niech Los Zawsze Wam Sprzyja - wykrzyczała posyłając nam ciepły uśmiech. Od tej chwili nic już nie będzie takie samo...

4 komentarze:

  1. Haaa pierwsza. Rozdział genialny. Choć nigdy nie miałam styczności z igrzyskami śmierci, mam nadzieję, że wciągnę się w klimat :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że to opowiadanie skłoni cię do przeczytania tej jakże znakomitej trylogii :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cholera jasna.
    Wybacz mi słownictwo, ale inaczej nie mogę tego określić. Połączyłeś naprawdę zacne rzeczy mój drogi ;d
    Oczywiście czekam z niecierpliwością! ;*
    I zapraszam do siebie
    http://this-love-is-forbidden.blogspot.com/2014/11/rozdzia-21.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Podobało mi sie. Tak jak Marla nie miałem wcześniej styczności z Igrzyskami Śmierci ale ciekawie było. :)
    To się nazywa siostrzana miłość. Wyjść za siostrę przed szereg i wystawić się na praktycznie pewną śmierć. Wznoszę swe trzy palce w górę na znak szacunku.
    Już niedługo walka na śmierć i życie. Będzie się działo. Czekam na to ^^

    OdpowiedzUsuń